niedziela, 2 lipca 2017

Moje pierwsze Copic Markery!

Cześć! Na początku czerwca postanowiłam wrócić do tworzenia, ale miałam dylemat, czy wybrać akwarele czy może użyć zupełnie nowego medium dla mnie jakimi są markery. Oczywiście, ja jak to ja, wybrałam obie wersje, zaczynając od małej palety akwareli, ale zaraz potem nadeszła chwila na zamówienie markerów online (mieszkam w mieście, gdzie nie dostanę ich stacjonarnie).

Kilka dni oglądałam filmiki na YouTube na temat markerów alkoholowych Copic. Jakie kolory na początek wybrać? Który rodzaj markerów byłby dla mnie najlepszy? A może by wybrać zupełnie inną markę markerów?

Zostałam przy Copicach CIAO, ze względu na to, że lata wstecz marzyłam właśnie o tych markerach, chciałam w końcu się przekonać o co tyle hałasu, czemu wszyscy je używają lub chcą używać? Mój wybór padł na gotowy set dwunastu kolorów o nazwie Witch. Wybrałam zestaw ze względu na to, że przytłoczyła mnie możliwość komponowania kolorów samemu, kiedy nie miałam ani jednego markera i nigdy nimi nie pracowałam. A CIAO bo po prostu są tańsze. Zestaw prezentuję się następująco:



Kupiłam swoje na allegro u użytkownika markery_pl (polecam gorąco). Wybrałam ten zestaw ze względu na kolorystykę, uwielbiam róże, beże, fiolety, pomarańcz i żółć też mi się bardzo tutaj spodobały to pomyślałam "biorę!". No i wzięłam. Kosztowały mnie 197,90 zł + koszty wysyłki kurierem, czyli całość trochę ponad 2 stówki. Przyznam szczerze, że bałam się. Bałam się, że coś za takie pieniądze mi nie podejdzie, albo zupełnie nie będę umiała się tym posługiwać i będę tylko na nie patrzeć rozeźlonym wzrokiem jak się kurzą gdzieś na biurku. Na moje szczęście się myliłam!

Może posługiwać się nimi nie umiem, ale nauka korzystania z nich sprawia mi masę radochy i powoli zaczynam pojmować o co tyle szumu wokół nich! :D Komfort pracy, w porównaniu z farbami bądź kredkami jest ogromny (brak miseczek na wodę, brudzących farb, ograniczonej mobilności). Szybkość z jaką wykonuje się prace czy ilustracje jest też nieporównywalnie dla mnie większa niż w przypadku innych mediów. O wiele więcej prac zaczynam i kończę co jest dla mnie na prawdę nowością (nużyło mnie rysowanie portretów kredkami czy farbami). A tu? Tutaj rach ciach i wszystko idzie szybciej i przyjemniej!



Słyszałam o tym, że do kolorowania jasnej karnacji przyda się również kolor E000 (którego w tym zestawie nie było), dlatego połasiłam się jeszcze o dodatkowy marker, ale z serii Sketch (ponieważ nie było go akurat na stanie w wersji CIAO). Ale ten marker kupiłam już na stronie www.markery.pl, i żałuję, że poprzednich również nie kupiłam na stronie, ponieważ po kupnie tego jednego markeru dostałam rabat! Także polecam jeśli ktoś się przymierza do zakupu tych markerów, bądź innych przyborów :)



Markery Sketch od CIAO różnią się przede wszystkim kształtem. W systemie CIAO jest 180 kolorów i odcieni. Z kolei w Sketch jest ich aż 358. Sketch mieszczą w sobie więcej tuszu, więc również starczają na dłużej. Na zatyczkach Sketch'y są również pełne nazwy kolorów, czego w CIAO brakuje ponieważ jest na nich tylko kolor markera. CIAO są zaprojektowane z myślą o dzieciach. W zatyczkach są dziurki, które mają za zadanie uchronić przed potencjalnym uduszeniem się spowodowanym połknięciem owych zatyczek. Studenci kierunków artystycznych lub początkujących w ilustracji z pewnością w większości zaczynają od CIAO, ze względu na mniejszy budżet, który trzeba na początku przeznaczyć na markery (które i tak są diabelnie drogie). Koszt markera CIAO to około 16,50 zł, natomiast koszt markera Sketch to około 24,60 zł. Są jeszcze 2 rodzaje markerów Copic, ale omówię je kiedy sama będę je posiadać :))

To co wspólnego mają te dwa systemy to pędzelkowata z jednej strony i typowo markerowa, ścięta końcówka z drugiej.

Wracając do zestawu, który finalnie wybrałam, pracuje nim bardzo często odkąd je kupiłam, poznaję się z nimi, jak działają kolory, jak sie je nakłada, jak się je miesza, itp. Oto kilka zdjęć z kolorami, które miałam w zestawie i moje próby pracy z nimi:


Aby zobaczyć kolory w większej rozdzielczości proszę o włączenie zdjęcia
w osobnym oknie klikając prawy przycisk myszy nad zdjęciem
Kolory jakie mam to: E000 (Pale Fruit Pink), E00 (Cotton Pearl), C-3 (Cool Gray No.3), E31 (Soft Brick), R85 (Rose Red), 100 (Black), V12 (Pale Lilac), BV08 (Blue Violet), YR16 (Apricot), R22 (Light Prawn), V06 (Lavender), Y08 (Acid Yellow), E21 (Soft Sun)
Co na pewno muszę dodać to to, że kolor Blue Violet BV08 wygląda inaczej na papierze niż na zatyczkach markera. Kolory mi się podobają, są wyjątkowo soczyste i pięknie się nakładają. Zauważyłam, że niektóre kolory blendują się ze sobą gorzej niż z innymi, ale o tym poświęce inną notkę, tutaj są bardziej moje pierwsze wrażenia niż recenzja, także do narzekań jeszcze dojdzie! :D Myślałam też, że kolory będą o co najmniej ton jaśniejsze, muszę na pewno dokupić jaśniejsze odcienie żeby móc budować kolory, a nie zaczynać od dosyć mocnych lub jaskrawych. Ogranicza to trochę pracę niestety. Proszę zaczynać budować swoją kolekcje Copiców od jasnych kolorów!

Z tego co można zauważyć uwielbiam rysować/malować piękne dziewczęta! :D Mam nadzieję, że kiedyś będę w stanie malować markerami naprawdę fajne portrety, bądź różne inne rzeczy. Czuję się jak dziecko, które uczy się malować i rysować od podstaw. Daje to naprawdę dużo radości i pozwala odkrywać nowe techniki, polecam!

Na koniec dodam zdjęcia w przybliżeniu na sam marker, jak wygląda i czym się charakteryzuje COPIC CIAO:


 

Nie wiem dlaczego, ale na takich zdjęciach nie wyglądają one na idealnie okrągłe ale na spłaszczone, czy tylko ja tak mam? :D Na zatyczkach można dojrzeć dwie wypustki, które mają za zadanie powstrzymywanie markera od rolowania się po płaskich powierzchniach, ale tak na prawdę są mało pomocne w tej materii. Dorzucę jeszcze zdjęcia samych końcówek markera:



No i to chyba na tyle w pierwszej notce na temat markerów Copic CIAO (i trochę o Sketch) :D Jeśli macie jakieś pytania, chętnie odpowiem w miarę możliwości :) A teraz spadam na jakiś spacer! :D Do następnego!

czwartek, 29 czerwca 2017

Zakupy w Cieszyńskim Koh-I-Noorze!

Cześć wszystkim! Niedawno byłam na wycieczce w Cieszynie. W drodze z mojego miasta do Cieszyna można wstąpić do polskiego dystrybutora przyborów szkolnych oraz plastycznych Koh-I-Noor. Przez to, że zawsze podróżowałam tam busem, nigdy nie miałam okazji tam wejść i się rozejrzeć, ale tym razem jechałam samochodem więc można było wygospodarować sobie chwile i mogłam w końcu spełnić moje małe marzenie! :)

Po wejściu do środka na widok wszystkich tych półek pełnych przyborów do biura, szkoły albo pracowni plastycznej, przyznam, serce zaczęło szybciej bić :D Ilość tego wszystkiego trochę mnie przytłoczyła, ale po zrobieniu 3-4 rundek wokół sklepu byłam w stanie już coś z tego wybrać i sobie zakupić.

Oto mój wybór:



Kupiłam na sztuki 14 kredek, paletkę do mieszania farb akwarelowych (na których punkcie ostatnio oszalałam), dwie gumki i blok 300 gramowy A4 do akwareli właśnie (ArtAquarell)
Pierwsze 6 kredek od lewej to kredki jakich jeszcze nigdy nie widziałam, bowiem są one... Neonowe! Nazywają się Astra, są otulone białym lakierem, mają zakończenia czarno-kolorowe, zależnie od koloru kredki. Oscylują w granicach 2 złotych za sztukę (1,80 ileś, ale nie podam dokładnej ceny bo niestety wyrzuciłam paragon). Myślę, że świetnie nadadzą się do rysunków (szczególnie ilustracji bądź mangi) ze względu na swoją unikalność. Kolejne kredki to kredki Polycolor, ich kupiłam 8 (2,02 zł za sztukę). Wzięłam same najjaśniejsze, pastelowe kolory, bo takich mi brakowało, takich ostatnio potrzebuję. Ale wybór kolorów na miejscu... Robi wrażenie! No i dwie gumki, jedna twarda druga plastyczna, a żeby był wybór! Swoje stare muszę powyrzucać :D Obie były za niecałe 1,50 za sztukę. Natomiast paletka do akwareli to był koszt niecałych 2,30 zł :)


próbowałam uchwycić fakturę, ale nie za bardzo mi się udało...
Ten blok to jeden z moich ulubionych jakie kiedykolwiek miałam. Za dosyć niską cenę 17 złotych można naprawdę czerpać radość z malowania po takim papierze.

No i to tyle z zakupów, na pewno planuję jeszcze ten sklep odwiedzić! :) Dla ciekawych znajduje się on przy Katowickiej 100, w Cieszynie, można sobie go wyczaić na przykład na Google Maps :))

Pozdrowionka i do następnej notki! :)

wtorek, 20 czerwca 2017

Wracam na pokład!

Dobry wieczór lub dzień dobry wszystkim! (Bo u mnie już po 21 :)) Chciałam oficjalnie poinformować, że na blogu w najbliższym czasie odbędzie się jego reaktywacja! Po wielu przemyśleniach i godzinach spędzonych nad kartkami by ponownie wbić się w rytm kreatywności, stwierdziłam, że najwyższa pora ożywić tego bloga. Widzę, że posty są nadal chętnie czytane, więc byłoby szkoda, by to źródło informacji jakim jest ten blog po prostu zgasło :) Zatem... Do następnej notki moi mili! (zacznę reaktywację od przeanalizowania już istniejących notek, czy informacje w nich zawarte nadal są wartościowe).

A tymczasem zapraszam na mojego Instagrama, gdzie umieszczam na bieżąco rysunki, malunki i ilustracje mojego wykonania! :)

https://www.instagram.com/marciaxyna/

sobota, 4 maja 2013

Kredki Faber-Castell Polychromos 36



Nadszedł czas, w którym po długiej labie trzeba spiąć poślady i coś w końcu napisać, konkretnie. Trzy razy się zabierałam do tej notki, robiłam im zdjęcia dwa razy, za pierwszym razem wyszły fajne, w plenerze. Zdjęcia się skasowały z karty pamięci próbując je zgrać na komputer... Przyszła chwila na drugie podejście, zdjęcia są i w ogóle, ale nie podobają mi się. Cóż, nie będę się bawić z tym więcej, spróbuję wynagrodzić Wam to w jakości tekstu, spróbuję wycisnąć z tych kredek wszystko co się da! Ok, więc... Zaczynajmy!


Przepiszę po prostu teraz z moim wolnym tłumaczeniem to co napisał producent na odwrocie 

  1. Kredka pozostawia miękki i żywy ślad,
  2. Gruby rysik na bazie oleju, odporny na wodę i plamy,
  3. Wysokiej jakości pigmenty w jasnych kolorach, niepowtarzalnie odporne na działanie światła i bez kwasowe,
  4. Tajemniczy znaczek SV na kredce oznacza iż wkład, rysik czy jak zwał tak zwał jest o wiele mniej podatny na złamania kiedy kredka np. upada,
  5. Rysik ma 3,8 mm czyli tyle samo co lepiej dostępne kredki akwarelowe Mondeluz od Koh-i-Noor
  6. Lakier na kredce jest przyjazny dla środowiska!
Testowałam czy są tak bardzo odporne no i oto efekty:

Ten rudo-beżowy brąz potraktowałam zwykłym olejem, jak widać, nic, tylko kartka nasiąkła. Jaskrawą zieleń zalałam minimalną ilością płynu do demakijażu, zaś kobaltowy miał bliski kontakt z wodą, musiałam trochę pomazać jednak tym pędzlem by cokolwiek się rozlazło po kartce. Także uważam, że są dobrze wodoodporne, choć nie do końca!


Cóż mogę rzec na temat kredek, które były niegdyś na szczycie mojej listy marzeń? Osobiście nie podoba mi się to woskowe uczucie pracując z nimi. Zestaw 36 kolorów, które posiadam to dla mnie niewystarczająca ilość, muszę zainwestować w większą ich ilość. Mimo lekko woskowego odczucia, kredki posiadają niepowtarzalne odcienie, co na pewno bardzo idzie na ich korzyść! Dobrze, że mam inne kredki, bo jeśli miałabym pracować tylko nimi to bym zwariowała ze względu małej ilości kolorów. Kredki same w sobie wyglądają bardzo ekskluzywnie, są piękne. Ale tu popełniają następną zbrodnie. Są okrągłe. Może dlatego posiadają ten system zabezpieczający rysik przed łamliwością, w zamian za to, że kulają się jak szalone wszędzie gdzie się da! Jednak jeśli chodzi o krycie, nie mają sobie równych. Człowiek myśli, że kolor nie tyle idealnie przylega do kartki co włazi w nią, to jest jak rozlewanie z wiadra koloru w Paintcie. Papier pokrywa się idealnie! Na dodatek jeśli chcesz zrobić przejście kolorów to nie zostawiają mimo wszystko wrażenia kredek świecowych (wszystko idealnie się zlewa, przenika) co mnie mile zaskakuje. Też z powodu ich miękkości (nie jakiejś ogromnej ale zauważalnej) szpic kredki szybko się tępi, ponieważ wolę rysować dobrze zaostrzoną kredką. Jeśli jesteście ciekawi kolorów, zrobiłam mały color chart, oto on:


Są dosyć miękkie, ale niech nikt nie myśli, że są jak pastele. Zostawiają pył, ale w małych ilościach. Poczytałam tu i ówdzie na oficjalnych stronach Faber-Castell co nieco o Polychromosach i mogę teraz dodać, że da się je rozpuścić terpentyną jeżeli kogoś to interesuje. To są kredki, przy których da się pracować warstwowo. Czyli nie ma większego problemu narysowaniem wody i dodawaniu innych elementów na tej samej powierzchni. Kredkę otula drewno cedrowe z Kalifornii, każde drzewo z osobna jest cięte tylko raz na sto lat! Kredki, jak mówi producent są przystosowane dla profesjonalnych artystów, ale moim zdaniem jak najbardziej nadają się również dla najmłodszych. Drewno kredki łatwo się odkształca (np: od długich paznokci, niedopasowanej temperówki). 

Myślę, że dostanę w swoje łapki trochę więcej kolorów, bo tymi kredkami rzeczywiście pracuje się specyficznie. Pracując nimi wiadomo, że rysuje się czymś najwyższej klasy. Niestety nie dokończyłam żadnych prac wyłącznie przy ich pomocy, ale pozwolę sobie pokazać prace innych ludzi, którzy ich użyli, więc oto linki, a ja kończę, do następnego!







środa, 17 kwietnia 2013

Post informacyjny


Witam (znowu) po długiej przerwie. Jeżeli ktokolwiek chce znać przyczynę moich częstych zastojów na blogu, to wszystko leży w chęciach, których czasem mi brakuje. Kiedy czuję, że notki już nie są tak dopracowane jak powinny odpuszczam sobie na jakiś czas, ale ciągle tu wpadam, o to się nie martwcie. W międzyczasie dużo grałam, tyle lat tego nie robiłam, nie czułam potrzeby, ale jak już się dosiadłam :D Oglądałam anime, jeżeli ktoś lubi horroro/thrillery to polecam Another ^^ Urodziny wypadły w tamtym miesiącu, ze dwa tygodnie przed byłam nimi tak pochłonięta... Koniec gadaniny, wskrzeszamy bloga, do dzieła!

W najbliższej notce informacje na temat kredek Faber-Castell Polychromos. Czy rzeczywiście są jednymi z najlepszych kredek na świecie? Co je różni od bez firmowych kredek z supermarketu? Tego dowiecie się w przyszłej notce! (Myślę, że będzie ze mnie niezły marketingowiec :D)

Macie jakieś propozycje na dalsze notki? Zapraszam do komentowania :D

niedziela, 27 stycznia 2013

Ratując farbę przed pleśnią!

Witam wszystkich, wpadłam pogadać, jako, że rozleniwiona do granic możliwości niedziela już się kończy postanowiłam (mam nadzieję) umilić Wam czas notką, która jest zupełnie inna niż wszystkie pozostałe, mianowicie, będzie to "fotorelacja" z ratowania farby przed wyrzuceniem. Chodzi mi dokładnie o farbę akwarelową ECOLINE od Royal Talens. Mianowicie zagościła w niej pleśń, podejrzewam, że spleśniałą już mi ją wysłali (kupując online). Nabyłam w internecie kilka sztuk jednorazowo, ale ta wydawała się od początku podejrzana, kiedy wewnątrz wieczka widniały jakieś czarne jakby fusy tylko, że malutkie, mówię sobie, ok, może taka farba, w ogóle nie przypominało to pleśni. Z czasem... Oto jak wyglądała przed zabiegiem:

Wspomniane wcześniej "fusy" XD  Z czasem zaczęło ich przybywać...
Przelewając "zatrutą" zawartość do pojemniczka by odmierzyć ile stracę farby przy tym zabiegu.
Tak wyglądał nasz gość w środku.
Przelewanie do 2. identycznego pojemniczka już przez gazę by pozbyć się...
...Tego! Pfuuu! Gaza po wypłukaniu i tak przybrała lekko pomarańczowy kolor...
Płukanie pozostałości w słoiczku, który mam zamiar odparzyć, wydawało mi się,
że zostało tam zaledwie kilka kropel, a woda ciągle była pomarańczowa :D
Zalewanie wrzątkiem słoiczka, był na tyle odporny na ciepło, że na szczęście nie pękł :D
Zostawiłam go tak na kilkadziesiąt minut po czym wylałam wodę i oparzyłam szyjkę słoika
i nakrętkę i piankę widoczną wewnątrz niej, osobno.
Następnie wlałam farbę do metalowego kubeczka i zaczęłam...
...Gotować! Chwilę na gazie, mieszając łyżką zaraz po tym jak się zorientowałam, że mogę to spalić O.o
Zaczęło nieprzyjemnie pachnieć, otworzyłam szybko okno, gotowałam może ze 30 sekund ciągle mieszając,
po czym zdjęłam z ognia za pomocą rękawicy kucharskiej i położyłam na desce do krojenia XD
Po czym wlałam przestudzoną zawartość z powrotem do czystego już słoiczka i zaniosłam do pokoju
aby przetestować jej właściwości malujące :D
I jak widać sprawuje się bez zarzutów :)
Ok, przejdźmy trochę w czasie, jest już bite 3 dni od kiedy uskuteczniłam tę "operację" na farbie. Nie dostrzegam żadnych zmian w konsystencji, ale zapach... Przykry jest, nie powiem, dalej pachnie jakby była spleśniała, nie wiem, czy za niedługo znowu nie pojawi się pleśń, nie mam pojęcia. Jeśli tak reedytuję tę notkę, by Was o tym powiadomić :) A jak na razie, niech służy godnie XD Trzymajcie się i miłego poniedziałku życzę!

czwartek, 24 stycznia 2013

Bezdrzewne kredki Progresso (24 kolory)


Witam, witam, tak jak obiecałam na facebooku dzisiaj pozwolę sobie ponudzić trochę, po raz kolejny już, na temat kredek od czeskiego producenta, Koh-i-Noor'owskie PROGRESSO. Pozwolę sobie zaznaczyć, że te niemalże kultowe sztyfty w swojej karierze dorobiły się już kilku designów opakowań, więc może się ono różnić, ale to te same kredki wewnątrz ;) Tyle słowem wstępu, teraz konkrety...:


Czynnikiem odróżniającym PROGRESSO od innych kredek składającym się na pierwsze wrażenie to na pewno ich waga. Są ciężkie, kiedy weźmie się do ręki kartonowe pudełko oblekające dwa solidnie wykonane pięterka z plastiku, w których gości po dwanaście pięknych, soczyście kolorowych kredek bezdrzewnych oblanych przezroczystym lakierem z nadrukiem sugerującym, iż można je nabywać na sztuki, można pomyśleć: "o cholera, ciężkie". Jeśli jesteś takim samym fanatykiem kolorów jak ja, oczy zabłysłyby Ci jakbyś ujrzał(a) źródełko wody na pustkowiu :D Prezentują się bajecznie, przez właśnie lakier, który otula   sztyft faktycznego koloru, więc kolor śladu nie różni się od reszty kredki. Sprawiają wrażenie szklanych. Osobiście obchodzę się z nimi jak ze świętym gralem, gdyby któraś się złamała - pękłoby mi serce O.o Sprawiają wrażenie perfekcyjnych, dopóki się jednej nie naostrzy, wtedy wygląda trochę kiczowato, jak świecówka... XD 


Niestety istna bajka kończy się kiedy zaczyna się z nimi pracować, podzielę je na dwie kategorie, jako kredki dla niezaangażowanych i niezaawansowanych "rysowników" i jako kredki dla tych, który coś od nich jednak będą chwieli wymagać. Nie można zarzucić im lichej kolorystyki bo barwy są soczyste jak krojona pomarańcza letnim popołudniem, aczkolwiek robota z nimi może okazać się męcząca. Sama nie polecam ich do użytkowania na papierze lekko fakturowanym, można się najeździć i zmordować, lekkie muśnięcia są ledwo widoczne. Odpada też planowanie czegoś szczegółowego, za to są świetne dla dzieci (starszych), które chcą poznawać moc kredek dobrej jakości. Nie wiem czy będę w stanie dobrze przekazać Wam tego, co mam na myśli, bo nie chce nikomu ani ich odradzić ani ich polecać na zabój. Sami zobaczcie jak sobie radzą na papierze lekko fakturowanym:


Moje zapędy w portretowaniu kolorem. Nie będę ich stosować do tego never again XD Myślę, że zdjęcie mówi samo za siebie.


Lekkie pociągnięcia na skórze i włosach. Kredka przez to, że ma gruby rysik , który dodatkowo szybko się tępi, wymyka mi się trochę spod kontroli, co mnie irytuje, ale to tylko takie moje małe marudzenie. Powiem tak, warto je mieć w swojej armii artykułów plastycznych, ale po kilku podejściach wiem już, że nie będę z nich namiętnie korzystać, może w szkole, jakieś szybkie projekty, aby nanieść intensywny kolor. Kolejnym wyłapanym przeze mnie defektem mogą być drobinki innych kolorów w danym sztyfcie. Jasna zieleń zaskoczyła mnie dyspozycją pigmentu ciemnej zieleni. Nie lubię takich niespodzianek, szczególnie w jasnych kolorach... Narzekałam na ich zły duet z fakturowanym papierem, ale wspomnę co nieco też o gładkim. Przechodzenie z jednego tonu w drugi też nie jest jakąś czystą przyjemnością, moje odczucie jest takie, że trzeba się trochę bardziej postarać niż przy standardowych kredkach, ale dla chcącego nic trudnego, krycie jakie zapewniają trochę to wynagradza :D Proszę spojrzeć na niedokończony projekt reklamy prasowej:


Pierwsze dwa zdjęcia przedstawiają zaangażowanie i chęci, trzecie zaś... No, lepiej nie brać PROGRESSO do rąk, jeśli chce się coś zrobić "na odwal", efekt będzie żaden. W rzeczywistości wygląda to nieco subtelniej. Chyba popróbuję coś jeszcze z nich wykrzesać, robiąc jakieś interesujące tła do prac o tematyce fantastycznej na przykład, rezultat może być atrakcyjny i zajmujący :) Chce poruszyć już ostatnie kwestie związane z tymi kredkami, które na dobrą sprawę były moimi pierwszymi :D Bardzo podoba mi się to, jak zachowują się pod wpływem gumowania, no, może nie w każdej sytuacji. Świetnie radzi sobie z nimi plastikowa gumka, typowa taniocha prosto z Chin, gorzej traktuje je gumka chlebowa. Wydaje mi się, że są średniej miękkości, nie za miękkie i nie za twarde co jest ich atutem moim zdaniem, za twarde wywołały by u mnie wściekliznę, nie lubię się męczyć rysując. Ich okrągły kształt może powodować wiele złamań, podczas wędrówki kredek po biurku czy czymkolwiek. Na samą myśl łzy żalu mi się cisną do oczu XD Jeżeli masz zamiar je używać regularnie, prawdopodobnie szybko znikną. Obowiązek częstego temperowania, przez spory rysik znacznie w tym "pomoże". To co mnie dziwi przy tym produkcie najbardziej to cena, waha się niesamowicie. W osiedlowych papierniczych dostaniemy je do 4 dych (25 kol.), w Auchanie cena mnie zastrzeliła, kosztowały 25 zł, w tej samej ilości. Więc mam problem z oznaczeniem ich jako tanie lub nie. Empik dwunstkę oferuje za prawie 30 zł, więc co jest grane...? Cena zależy od tego gdzie je znajdziecie. Teraz pora na standardowe zdjęcie kolorów dostępnych w opakowaniu:


Zdjęcie mimo, że było robione aparatem, nie skanowane, dobrze oddaje ich intensywność. Liczby przy nich są numerem koloru. Pod trójką chowa się ciepły odcień bieli jakby kto nie zauważył :D Podpisałam je, być może komuś się spodoba dany kolor, kupi osobno, nie wiem. Myślę, że tu skończę swoje wywody podkreślając kilka wad i zalet:

ZALETY: 
- soczyste barwy
- jakość za stosunkową niską cenę
- świetny produkt na prezent!
- kredki są piękne
- szeroko dostępne
- lekka charakterystyczna woń
- zmazują się pod wpływem gumki

WADY:
- wahające się ceny
- trzeba się nimi napracować
- nie nadają się wszystkich technik rysunkowych
- możliwość szybkiego uszkodzenia

wtorek, 22 stycznia 2013

Czym jest gumka chlebowa?

Witam ponownie, już w nowym roku, po przerwie. Nie będę się jakoś wylewnie tłumaczyć z nieobecności, powiem tylko tyle, że lenistwo w połączeniu ze złym trybem życia dał się we znaki. Hmmm...

Dzisiaj chciałabym wyłamać się z szablonu notek, które tu popełniam. Rozmyślając nad tym jakiś czas, postanowiłam wprowadzić kilka urozmaiceń, no, jak zwał tak zwał XD Chciałabym zacząć coś w stylu nowej "serii" notek, przedstawiając zupełnie początkującym lub po prostu ciekawym osobom artykuły plastyczne, takie mniej znane, jak np. gumka chlebowa, o której sobie zaraz pogadamy :D Mam nadzieję, że się Wam ten pomysł spodoba i na blogu będzie po prostu ciekawiej! ;) Tak więc, zaczynajmy:


Gumka chlebowa (ugniatana) jest środkiem ścierającym, który w odróżnieniu od zwykłej gumki nie ściera rysunku z podłoża a działa na zasadzie przyklejania i wchłaniania cząsteczek materiału rysunkowego. Więc świetnie nadaje się do rozjaśniania partii obrazu i uwypuklania refleksów świetlnych. Przy portretowaniu jest moim zdaniem niezbędna, chcąc nadać większej jasności w jakiś pokryty ołówkiem bądź węglem obszar, dajmy na to policzek, przyciskając takową gumkę do kartki uzyskujemy taki efekt. Można nią też trzeć i nie zostawia szczątek jak robi to zwykła gumka. Co nie znaczy, że się nie zużywa ;) Nową gumkę można z łatwością gnieść i formować ją wedle naszych upodobać i potrzeb.

Po lewej mamy nową, zgniecioną gumkę, po prawej używaną, jest ciemniejsza ze względu na to, że "wchłonęła" grafit ołówka bądź węgiel. Może również się zużyć przestając absorbować już materiał rysunkowy. Będzie wtedy tak "przeciążona", że zamiast zmazywać, sama zacznie pozostawiać ślady. Gumki te mogą też mieć przeróżne kolory, więc niech nikt się nie wystraszy jeśli będzie dostępna taka, ale w neonowym kolorze :D Wracając do aspektu brudzenia się, gumkę chlebową można umyć! Za pomocą wody, mydła czy płynu do naczyń, gnieść ją aż otrzyma się pożądany rezultat ;)

Jaka gumka jest najlepsza? Osobiście wypróbowałam już kilka, ale moim zdaniem najlepiej sprawdziła się ta od Faber-Castell, jakby to ujać... Najlepiej odpowiadała mi jej plastyczność, lepiej reagowała na ciepło palców formując ją i pracując z nią, kiedy inne nie do końca takie były.

Kończąc ten wpis chciałabym jeszcze dodać, że wkrótce pojawi się recenzja kredek PROGRESSO więc odwiedzajcie bloga, lajkujcie go na fejsbuku jeśli macie ochotę być na bieżąco i no... Stay tuned :D


notka powstała w oparciu o angielską wikipedię, z powodu wąskiego zakresu słownictwa

poniedziałek, 26 listopada 2012

Trójkątne Ekokredki Faber-Castell

Opakowanie powyżej trochę różni się od teraźniejszego. To ten sam produkt, ale starsza wersja opakowania.



Łohoho! Chciałabym na samiutkim początku notki podziękować Wam, czytelnikom, którym przez ostanie dni dostarczyłam "zaproszenia" na deviantarcie na welovepencils. Jest mi niezmiernie miło z powodu pozytywnego odzewu, że się Wam tu podoba, i że będziecie wpadać częściej IT MAKES MY DAY <3 :3="" a="" chyba="" cia="" co="" czas="" czymy="" do="" dzie="" ko="" kredk="" mam="" na="" ok="" p="" pleckach="" po="" prywat="" recenzj="" sobie="" szcz="" tak="" wielk="" wytatuuj="" xdd="" y="" zatem="" ze="">

Czas na ocenę produktu jednej z moich ulubionych marek - niemieckiej Faber-Castell. To chyba jedna z najbardziej zaangażowanych marek przyborów plastycznych względem kontaktu z fanami, jeśli tak mogę ich nazwać. Poważnie. Wywiady, prezentacje, designy i inne spendy pozwalające użyć produktów na miejscu bez płatności, drogą promocji rzecz jasna, ale bardzo przyjemnej.
Po prostu obrucę pudełko po kredkach na "brzuch" i przepiszę co nieco, bo praktycznie zawsze widzę je opisane w języku hiszpańskim, który jest mi trochę znany więc pozwolę sobie na wolne tłumaczenie:
Jak sama nazwa wskazuje, są to ekokredki, czyli użyte do nich drewno jest specjalnie do tego przeznaczone, co, dodaje producent, daje nam "najwyższą jakość", "intensywne kolory" jak i "świetne rezultaty pracy" z "szacunkiem dla środowiska". Kredki te jak i inne tego typu produkty ze szkolnej linii Fabera mają certyfikat FSC. Wygooglujcie, napewno znane Wam logo :D
Teraz coś wyłącznie dotyczące tych kredek. Są one tak zaprojektowane, że zostawiają gruby ślad, przy okazji nie będąc typem kredki jumbo (m.in. znanych nam Bambino). Ostrzy się je zwykłą temperówką. Moim zdaniem to fajny pomysł, sama masywnych kredek nie lubię. Ale jest też minus tego, ponieważ nie na długo nacieszymy się tzw. "szpicem", bo kruszy się niezmiernie szybko, co osobiście mnie drażni.. Są trójkątne, odrobinę dłuższe i masywniejsze od regularnych kredek. Dzieci na pewno będą zafascynowane (chociaż przez chwilę) ich wyglądem, bo jakością na pewno! :) Nie są kruche (oprócz tych nieszczęsnych końcówek).
Ja swoje kupiłam w naprawdę fajnie wyposażonej księgarni za 31 zł, więc cena waha się w obrębie tej liczby jak mniemam. Moim zdaniem do najtańszych nie należą, ale są warte tej ceny jeśli ktoś szuka prezentu na mikołaja/gwiazdkę jako starter dla przyszłego artysty!

Oto mała prezentacja co nimi uskuteczniłam:



Użyłam papieru Koh-i-Noor (PopDraw).
Przepraszam za capslockowanie, ale tak jest widoczniej ^u^'
Kontury zrobiłam cienkopisami Pigma Micron, o których wspominałam na blogu



większość tulipana została wykonana właśnie tymi kredkami

Co by tu jeszcze dodać...? Moje pudełko dwudziestu czterech kolorów zawiera jedną metaliczną, która jest widoczna na jednej z fotografii ^u^ W telegraficznym skrócie - POLECAM! :D To by było chyba wszystko co mam do powiedzenia, także BYEE! I jeszcze raz wielkie dzięki, z godzinki na godzinkę jest Was coraz więcej na FB i ogólnie, wiecie, to cholernie miłe! Jeszcze raz wielkie dzięki!

sobota, 24 listopada 2012

Cienkopisy Stabilo point 88



Szperając trochę po czeluściach Bloggera, natknęłam się na wiele pomocnych informacji, wcześniej jakoś mało mnie to interesowało, ale widzę, że cały system blogspotu jest bardzo skoncentrowany na tym, aby blogerowi pomóc pokazać się czytelnikowi, a ja to wszystko omijałam... Z każdym dniem staram się aby czytało, wyszukiwało i przeglądało się Wam bloga lepiej. Teraz, kiedy odkryłam kilka opcji, stanę się lepszym blogerem! :D

łabędź - znak markowy Stabilo
Legendarne Stabilo... Cóż mogę rzec o tych, znanych dobrze wszystkim, cienkopisach? Pewnie nie jednemu z Was służą w domu, szkole, biurze czy gdziekolwiek indziej, ze względu na dużą dostępność na rynku. W zasadzie, nie wiem co jest przyczyną ich popularności. Zapominalscy pewnie nie raz żałowali wydania kilku złotych na jeden cienkopis, kiedy nie mogli już nic z niego wykrzesać po tym jak został na kilka godzin bez zatyczki... Zależnie od miejsca, gdzie mamy zamiar je kupić, cena może różnić się diametralnie! Zestaw, który mam ja, w rolowanym "piórniku", kosztował mnie około 45 zł, gdzie w hipermarketach cena sięgała nawet 60 zł. Więc najlepiej kupić tanio w sieci lub stacjonarnie w hurtowni :D
Zatem co mogę o nich powiedzieć? Cechy, to co mnie w nich drażni i to co spowodowało, że jednak wydałam te prawie 50 zł na ich zakup... Przede wszystkim chciałam Was "ostrzec", że te cienkopisy nie są wodoodporne... :( Pozostałości po naszym szkicu/napisie są rozmazane, a na domiar złego przebijają przez papier, cienki, ale jednak, w zeszycie może nie prezentować się to fascynująco... Nacisk. To jest tak, że zaczynając linię, "stojąc" cienkopisem w miejscu przez dosłownie moment, ślad pogrubia się, bo rozlewa się po papierze (albo raczej w jego głąb).
tusz cienkopisów w kontakcie z wodą, coś dla odjechanych artystów albo po prostu niechciana skaza ;)
Wielką ich zaletą jest kolor. Boski, żywy, czarujący wybór. Fibrowa,okrągła końcówka oprawiona w metal, jak mówi producent, ma 0,4 mm grubości. Ale lepiej na nią nie naciskać, kończy się to bowiem rozdwojeniem/skrzywieniem jej i mamy wrażenie rysowania mikroskopijnym spaghetti. Obudowa jest sześciokątna a skuwka jest wentylowana, więc w razie połknięcia ryzyko uduszenia się zmniejsza. Ogólnie dizajn mi się podoba, stał się już kultowy! Mam dla Was jeszcze próbkę, tego jak wygląda większość kolorów:
KLIKAJTA TU ABY POWIĘKSZYĆ
Są świetne do wszelkiego rodzaju handmade kartek na różne okoliczności. Coś podkreślić, coś uwydatnić, do tego są stworzone. Nie mogę powiedzieć, że są niezastąpione, ale byłoby bez nich nudno w moim piórniku! Jako, że zdarza mi się też czasem coś projektować, na lekcji na szybko, przydają się jak nic! Jeśli macie jakie pytania, pisać śmiało ;) Ja w tym czasie udaję się do snu, ponieważ godzina pierwsza za rogiem, także do następnego! BYEE :D